morze północne

morze północne
wiersze i inne teksty zebrane oraz obrazy autorstwa anny lachowskiej

W serii Ramadanowe wspominki. Sara z Mediny

 Jako że ramadan jest miesiącem postu, czystości, w ten ramadan - zakopana pod mieszanką kurzu, dziecięcych krzyków i potrzeb bez końca, ledwo znajduję na codzień chwilę na oddech. Stając do modlitwy po ablucjach powróciło do mnie pewne londyńskie wspomnie. Zapach modlitwy, szczególnie sudżud, na białym dywaniku pewnej młodej Saudyjki, na Maida Vale. Wystarczyło przekroczyć próg apartamentu Sary i nozdrza wypełniał cudowny zapach bhuru, kadzidła, który delikatnie niósł się za każdym jej krokiem.

Poznałam Sarę z Mediny w 2010 roku podczas piątkowej modlitwy w Meczecie Centralnym. Złota kopuła budynku i minaret dumnie odbijały się w stawie Regents Park, otulone obfitymi falami wysokich drzew. Drobna postać nieśmiałej dziewczyny, której filigranowe ciało skrywało lwie serce siedziała obok mnie. Gdy modlitwa dobiegła końca, po kilku słowach Sara zaproponowała, abym przyszła do niej do domu na naukę recytacji Koranu. Jej mieszkanie, z marmurowymi podłogami i wielkimi oknami, dzieliła z młodszym bratem. 

Przy drzwiach wejściowych na podłodze leżał przedmiot, w którym Sara paliła kadzidłową mieszankę na rozżażonym węglu. Modlenie się z nią, dywanik ręcznie haftowany, z surowego lnu i bawełny, na którym opierałyśmy czoła pachniał w taki sposób, który odganiał trudności, rozluźniał umysł. 

Gdy człowiek odczuwa smutek, może warto spojrzeć nosem na swoją przestrzeń i coś zmienić, coś czego nie będzie może widać na tych selfie na fejsbuku, które przyciągną oko tłumu, ale co podziała na te części mózgu, którym warto się od czasu do czasu lepiej przywąchać. Usiadłam. Sara przyniosła mi mahogeniowe pudełko wyłożone czerwonym zamszem od środka. W środku błyszczały medyńskie daktyle, które przypominały ogromne bursztyny, a smakowały tak, że chyba tylko dobra poezja byłaby w stanie uchwycić, co czułam, gdy ich kosztowałam. 

Niedawno miałam przyjemność wybrać się do Instytutu Świata Arabskiego w Paryżu na wystawę o perfumach orientalnych. Wąchałam między innymi oud. Podobała mi się informacja o tym, że w tamtym regionie kobiety nierzadko tworzą własne mieszanki zapachowych żywic, przypraw i że przekazują swoje listy składników z matki na córkę. Chciałabym zapytać Sarę o przepis jej mamy, niestety straciłyśmy kontakt, gdy powróciła do Arabii Saudyjskiej. Może kiedyś spotkam na ulicy dziewczynkę, to będzie jej córka, i poznam ją właśnie po zapachu?

A wy? Czym pachnie Twój dom? Jak ważnym elementem codzienności potrafi być zapach? Częścią wystawy były warsztaty, na których zgadywaliśmy po węchu, co to za nuta zapachowa, co to za zapach. Prowadząca je starsza Francuzka rzuciła zdaniem, które bardzo zapadło mi w pamięć. To jedne z ostatnich sytuacji, gdzie nie możemy ściągać, zaglądając w telefon... 

Pomyśl, ile procent naszej codzienności przesiewa się przez sito technologii? Zapach pozostaje może ostatnią fortecą, gdzie indywidualne odczuwanie pozostaje niewspomożone, a podobno człowiek zdolny jest rozróżnić bilion odorów. 

Fetor, smród, swąd to dantejskiej charakterystyki piekielne, a język polski obfity jest w takie kategoryczne określenia. Z czym, poza bzami na wiosnę, o których smutno śpiewa Anita Lipnicka, poza zapachem rumianków i  nagrzanymi od słońca polanami, oraz nagrzanym igliwiem, kojarzy się waszym nosom polska? Na pewno mamy innej wrażliwości synapsy niż na przykład ludzi zamieszkujących okolice jemeńskich wzgórz, gdzie zbiera się fioletowe kwiaty szafranu... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz